Nadeszła długo wyczekiwana sobota.
Nie tracąc czasu wyjechałam z domu o jedenastej, żeby być na miejscu w południe, moją ulubioną porę dnia.
Dom rodziców stoi przy krótkiej ulicy kończącej się na polach.
Po obu jej stronach jest tylko po siedem domów, dlatego wszyscy się znali, chodź niekoniecznie lubili.
Kiedy byłam mała nie było tu żadnych dzieci w moim wieku, wszyscy byli ode mnie przynajmniej cztery lata starsi, ale zarazem bardzo dziecinni.
Pewnie przez to ciągle jestem nierozgarniętym, dużym dzieckiem, z czego oczywiście jestem bardzo zadowolona.
W mojej rodzinie każdy miał coś z dziecka, co jest dla nas największą zaletą.
Kiedy jechałam do moich rodziców wyraźnie zbierało się na burzę.
To było na swój sposób piękne.
Uwielbiałam letnią burzę, kochałam patrzeć w pochmurne niebo, czuć tą atmosferę i wyczekiwać deszczu i błyskawic.
Czy to nie jest cudowne, poczuć ten wspaniały zapach, słyszeć bijące w szyby krople?
Zawsze uważałam, że to niesamowite... Nie rozumiałam ludzi, którzy nie kochali takiej pogody.
Człowiek powinien umieć dostrzec piękno, niestety większość ludzi jest tylko ignorantami, którzy już dawno zatracili tą zdolność.
Może jestem zbyt zarozumiała i pewna siebie, ale nienawidzę gdy słyszę jak inni narzekają na coś, za co powinni dziękować.
Otworzyłam bramę i wjechałam na podwórko.
Od czasu, kiedy tam mieszkałam nic się nie zmieniło, podwórko jak zwykle jest zadbane, rośliny starannie pielęgnowane.
Wyszłam z samochodu i ledwo zamknęłam drzwi a już na mnie coś wskoczyło...
Psia pokraka przypominająca mieszańca jamnika i jakiegoś wyjątkowo brzydkiego kundla tak ucieszyła się na mój widok, że prawie mnie przewróciła.
Schyliłam się i z trudem powstrzymywałam Zenona od złożenia mi mokrego, śmierdzącego pocałunku.
Rodzice kupili tego psa dwa lata temu, oczywiście moja siedem lat młodsza siostra pomagała im wybierać.
Uparła się na najbardziej nierozgarniętego i brzydkiego.
Jak łatwo się domyślić imię również wymyśliła.
Rodzice wcale się nie wykłócali, wszyscy mamy słabość do brzydkich i śmiesznych psów.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Pies nie dawał za wygraną.
Merdał ogonem i wspinał się przednimi łapami po moich nogach.
Uwielbiałam tego małego brzydala, który był na swój sposób wyjątkowo piękny.
- Jak zwykle pełny energii - powiedziałam ciągle się uśmiechając.
- Uwierz, dzisiaj jest wyjątkowo zmęczony...
Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos.
W drzwiach stała moja siostra Kinga.
Z rozbawieniem patrzyła na Zenona, który wykorzystując chwilę nieuwagi chlasnął mnie kilka razy swoim lepkim jęzorem po twarzy.
Musiałam zrobić wyjątkowo głupią minę, ponieważ moja siostra zaśmiała się szyderczo.
Wstałam uciekając od niezwykle zadowolonego z siebie Zenona, trochę zła, a trochę rozbawiona.
- Nie powinnaś się śmiać ze starszej siostry, gówniarzu. A tak w ogóle to cześć. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Cześć, ale nie zbliżaj się do mnie dopóki nie umyjesz twarzy i rąk. - Oznajmiła wyraźnie rozbawiona. - A, i jeszcze coś następnym razem nie paprz się pudrem, Zenek ci ślicznie wszystko wylizał.
- Bardzo śmieszne. - Powiedziałam i szybko pognałam do łazienki.
Z ulgą chwyciłam za mydło, umyłam ręce, a później czystą wodą dokładnie umyłam twarz pozbywając się nieprzyjemnego, psiego zapachu.
Ledwo otworzyłam drzwi łazienki a już zobaczyłam uśmiechniętą twarz mamy.
- Julcia, no wiesz, nawet się z mamą nie przywitasz?- Powiedziała i zaraz mnie uściskała.
- Cześć mamo, fajnie ze cię widzę ale nie musisz mnie od razu dusić. - Powiedziałam z trudem uwalniając się od mocnego uścisku.
- Cześć Jula, dawno cię tu nie było. - Powiedział tata i uścisnął mnie dużo mniej energicznie niż mama.
- To jak, chodźmy do kuchni, pogadamy, napijemy się herbaty - powiedział, na co wszyscy ochoczo się zgodzili.
Siedziałam w kuchni pijąc ulubioną, zieloną herbatę, rozmawiałam z rodziną, śmiałam się z nimi, kłóciłam z siostrą...
Zawsze jak tu przyjeżdżałam wszystko to sprawiało, że czułam się przez chwilę szczęśliwa, że zapominałam o tym jak bardzo jestem pusta.
Zapominałam o swoich problemach i na chwile stawałam się kimś innym, kimś lepszym, jakbym wkroczyła do innej bajki.
Patrzyłam na znajome twarze i zastanawiałam się, jak tacy wspaniali ludzie mogą mieć w rodzinie kogoś takiego jak ja.
Nagle zaczął padać deszcz, na co wszyscy się ucieszyliśmy.
Mimo sprzeciwów mamy wyszłam na dwór i zaczęłam wsłuchiwać w szum spadających kropli czemu towarzyszyły błyskawice.
Zmokłam niemiłosiernie, ale ciągle stałam i nie zamierzałam wracać.
Uwielbiałam to uczucie.
Poczułam tego dnia krótkotrwałe szczęście.
Szczęście o zapachu burzy.
_______________________________________________________________________
Postanowiłam, że będę kontynuowała bloga. Nie za bardzo wychodzi mi pisanie dialogów, mam nadzieję że z czasem nauczę się pisać je bardziej naturalnie :) Proszę o komentowanie posta :)
PS: Mam nadzieję, że spodobała wam się muzyka na blogu :)
Swietny =^.^=
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że się podobało :)
UsuńCałkiem ciekawie piszesz, podoba mi się to. Czytałam już wiele blogów ale ty masz swój własny styl i to mi się podoba. Mam nadzieje że już niedługo pojawi się kolejny rozdział i opowiadanie się rozkręci. Ja też pisze :) kocham pisać, a gdy to robię nie obchodzi mnie totalnie świat zewnętrzny. Zatracam się w fabule. Jakby ci się nudziło to zapraszam do czytania mojego beznadziejnego bloga, no cóż jestem tylko amatorką ;d
OdpowiedzUsuńhttp://bloodstar-zakreswspomnien.blogspot.com/
UsuńCudny <3 Też kocham burzę :3
OdpowiedzUsuń